sobota, 12 lipca 2014

Rozdział XXI ,, Jestem żywym trupem "


Obudziłam się w sali szpitalnej. Panowała tam grobowa cisza. Jedyny dźwięk jaki był to bicie mojego serca na jakimś urządzeniu. Nigdy się na tym nie znałam więc nie wiem jak to się nazywa. Byłam tam sama. Odrazu przypomniał mi się jeden horror. Nagle do pokoju wszedł lekarz.
- Dzień dobry. - powiedział niewysoki brunet z tygodniowym zarostem w średnim wieku
- Dzień dobry.
- Maddie ,tak?
- Tak.
- Mogę mowić po imieniu. - zapytał a ja pokiwałam potwierdzająco głową
- Więc Maddie. Coś ty sobie zrobiła. Straciłaś dużo krwi. - powiedział a ja popatrzyłam na rękę która była w licznych pocięciach - Twój organizm przez to się osłabił przez co twoja choroba się wzmocniła. Poprzedni lekarz dawał Ci rok życia. Ale przez to został Ci może miesiąc górą dwa.
- Ale na pewno nie ma nic. - powiedziałam cicho łkając
- Nie ma. Teraz przez dwa tygodnie będziesz na obserwacji. Może się coś polepszy. Może pożyjesz miesiąc dłużej.
- Oczywiście.
- A i jakieś dwie dziewczyny i chłopak czekają przed salą. Wpuścić?
- A czy ten chłopak ma loki.
- Nie.
- To można.
Powiedziałam i lekarz wpuścił Iz , Lily i ... Nailla. Tak się cieszyłam że go widzę.
- Maddie jak się czujesz ? - zapytała Lily
- Nie za dobrze. Ręką cholernie boli. - powiedziałam łapiąc się za rękę.
- Po co to zrobiłaś. - zapytał Naill z troską w głosie
Ja nie zamierzałam odpowiadać. Co miałam powiedzieć. Nikt mnie nie kocha. Chce się zabić. Nie mam dla kogo żyć więc po co mam się tu męczyć. Uznaliby mnie za wariatkę i na jakąś terapię wysłali. Ja po prostu nie mam po co tu żyć. Okazało się że obydwoje niby mnie kochali a okazało się że nie. Rodzice mają mnie w dupie. A Lily i Iz są przyjaciółkami ale nie dadzą mi miłości. Lesbijką nie jestem. Więc odpowiedzcie mi po co tu mam się męczyć. Po co.
- Powiedz Maddie chcemy Ci pomóc. - powiedział Naill
- Ty. Ty chcesz mi pomóc. Cały czas mnie okłamywałeś. I teraz mówisz że chcesz mi pomóc. - powiedziałam z oburzeniem w głosie
- Tak ... Tak chce Ci pomóc. Bo mi na tobie zależy. Ok. - powiedział i posmutniał - Jesteś moją jedyną przyjaciółką. Chociaż pewnie nie chcesz nią być. Nie dziwię Ci się. Myślisz że mam łatwe życie. Coś ty. Nawet nie wiesz jakie mam skomplikowane życie. I nie mam przy sobie osoby która by mi uprościła życie jednym uśmiechem. - powiedział i posmutniał. Wyglądał jakby miał zaraz się popłakać. Współczuję mu.
- A ja mam niby lepiej. Za jeden ewentualnie dwa miesiące skończę życie. Umrę! Zawsze myślałam że ty wtedy będziesz ze mną a Ciebie nie ma. Myślałam że naprawdę mnie kochasz. Myślałam że to prawdziwa miłość. Ogólnie myślałam że miłość istnieje jeszcze na tym świecie dla mnie. I jej dla mnie zabrakło. - powiedziałam i się rozpłakałam. Zaczeło mi się kręcić w głowie. Miałam mroczki przed oczami. Serce waliło mi jak oszalałe. Oczy same mi się zamykały. Serce które przed chwilą waliło jak oszalałe przestało bić.
*************************
- Panie doktorze Maddie zemdlała. Pomóżcie. - krzyczałem ile sił
- Co się stało. - do sali wszedł lekarz
- Maddie serce jej nie bije. Niech pan pomoże jej. - powiedziałem panikując
- Wyjdźcie. Musimy ją ratować bo umrze. - powiedział poważnie lekarz
Tak jak kazał wyszliśmy. Minuty w tym momencie ciągły się nieubłagalnie. Minuta przeobrażała się w godzinę. Siedzieliśmy może pięć minut a mi wydawało się jakbyśmy czekali tu z cały dzień. Tak się o nią bałem. To wszystko moja wina. To przeze mnie. Czemu jej to zrobiłem. Po co słuchałem naszego menadżera. Teraz pewnie byłaby szczęśliwa w domu z osobą którą kocha. Lily i Iz siedziały cicho popłakując. A ja w myślach obwiniałem się za to wszystko.
*********************
Jestem przywiązana do cienkiej nitki i jedno przetarcie a nitka się urwie. Wiszę nad wielką pustką. Ale w oddali widzę światło. Przesuwam się w stronę światła. W pustce jest cholernie zimno a ja chcę się ogrzać. Wiem że tam będzie cieplej. Nagle ktoś próbuje przeciąć nitkę na której wiszę. Spadam i spadam i nie mogę przestać. Aż nagle wpadam do korytarza. Na końcu jego jest światło kieruję się w tamtą stronę. Aż dotarłam do mojego celu. Czyli jednak choroba ze mną wygrała. Nie lubię przegrywać ale taka choroba jest trudnym przeciwnikiem, ponieważ ma wspólników który udawali że są po twojej stronie. Zabijała mnie od środka. Aż wreszcie wygrała wcześniej niż myśleliśmy. A może wygrała walkowerem. Może ja po prostu się poddałam. Przestałam walczyć bo mi się już nie chciało. Odpuściłam. Dałam jej wygrać. Ale może tak już musiało być. Czeka mnie sąd. Okaże się czy zasłużyłam żeby teraz odpocząć od wszystkiego. Od bólu jaki dostałam na ziemi. Okaże się. Może nie zasłużyłam i czeka mnie wieczna męczarnia. Ale chyba za to cierpienie które dostałam zasługuje na chwilę odpoczynku. Proszę Boże zabierz mnie do siebie.
************************

To jest ostatni rozdział. Zawiodłam się na was. Jutro epilog i koniec. Mam dosyć ja się staram a nikt tego nie czyta. Dlatego kończę. Może coś jeszcze napiszę ale nie wiem.

Pa
Pati :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz